Mniej pieniędzy z MNISW na kierunki masowe
"Wprowadzamy podstawowe narzędzie, czyli dotację stacjonarną, która będzie zależeć od jakości kształcenia i tego, aby nie było masowości. W tej dotacji będziemy brali pod uwagę dostępność studentów do wykładowcy. Nie może być tak, że 300 studentów przypada na jednego nauczyciela akademickiego" - powiedziała prof. Kudrycka. Projekt jest aktualnie w konsultacjach społecznych.
Chodzi o rozporządzenie, modyfikujące zasady przyznawania tzw. dotacji podstawowej. Jest to główny sposób finansowania działalności publicznych szkół wyższych. W tegorocznym budżecie dotacja dla uczelni to kwota ponad 7 mld zł. Za te pieniądze szkoły wyższe przede wszystkim prowadzą bezpłatne studia, ale też kształcą wykładowców i finansują remonty.
Obecnie wysokość dotacji otrzymywana przez poszczególne uczelnie zależy głównie od tego, ilu kształci się na niej studentów w trybie stacjonarnym. Ministerstwo chce zmienić algorytm i w większym stopniu uzależnić wysokość dotacji od liczby profesorów, zdobytych grantów i prowadzonych badań.
W algorytmie ma m.in. znaleźć się składnik "dostępność kadry". Do podziału w ramach tego składnika zastosowano wzór uwzględniający liczbę studentów i uczestników studiów doktoranckich przypadających na jednego nauczyciela akademickiego. Składnik ten zapewnia możliwość zaprojektowania parametru modelowej dostępności nauczycieli akademickich dla studentów i uczestników studiów doktoranckich.
Jednak główną zmianą w rozporządzeniu jest wprowadzenie zachęty finansowej dla uczelni publicznych, które się połączą. "Jest to szczególnie ważne ze względu na rozpoczynający się niż demograficzny. Obliczona dla uczelni powstałej w wyniku połączenia dotacja „podstawowa” będzie obligatoryjnie uzupełniana przez ministra nadzorującego nową uczelnię w ciągu 3 lat następujących po połączeniu do poziomu: 102 proc. dotacji + podstawowej + z roku poprzedzającego połączenie" - czytamy w uzasadnieniu.
Pani Minister pytana, dlaczego jedna czwarta polskich uczelni jest zaliczana w jednym z ostatnich rankingów do najsłabszych na świecie, odpowiedziała: "Rankingi, o których mówimy, biorą pod uwagę przede wszystkim uczelnie bardzo interdyscyplinarne. Gdybyśmy przeprowadzili konsolidację i stworzyli jeden wielki uniwersytet np. w Warszawie, to bardzo szybko na listach rankingowych byśmy podskoczyli". Dodała, że jest to kwestia rozproszenia systemu szkolnictwa w Polsce.
"Błędem jest to, że dobre uczelnie publiczne przyjmują słabych studentów, ze słabymi wynikami z matury. Kilkanaście lat temu takie osoby nie mogłyby studiować w tych uczelniach. Mamy tutaj jeden system kształcenia w naprawdę dobrych uczelniach, w których powinniśmy szkolić elity oraz ludzi, którzy będą naszymi następcami, naukowcami. Natomiast, to co jest istotne, to w systemie kształcenia zawodowego, na profilach praktycznych, powinniśmy dobrze przygotowywać do wykonywania zawodu" - powiedziała minister.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl