Jednym słowem porażka.... Studiuję FiR na tej uczelni. Zapowiadało się milutko, blisko doku, wykształcona kadra (większość wykłada też we Wrocławiu i innych uczelniach). Z Nysą się znamy już od dobrych kilku lat więc co do miasta nie było rozczarowań. Jest kilka knajpek, można iść potańczyć, ludzie OK. Niestety co do PWSZ mam bardzo złe odczucia. Rozpocznijmy od tego, że obiecują wysokie stypendia, a potem okazuje się że to jakieś grosze. Z socjalnego nie korzystam, ale słyszałam że szału nie ma. Natomiast stypendium naukowe otrzymuje 10% studentów z danego kierunku. Nas było malutko więc otrzymało je około 10-12 osób. Zgadzam się, że inne uczelnie też taką zasadę przyjęły, ale do stypendium mogą wnioskować również studenci z osiągnięciami sportowymi (kontraktowani z uczelnia, którzy otrzymują już wypłaty dodatkowe z tyt. kontraktu). Okazuje się że z tych 12 osób 5 jest sportowcami, którzy na wejściu otrzymują 100punktów i mają "wygraną" w kieszeni, a nawet się dobrze nie uczą, same 3.... Co to za sprawiedliwość??
Przejdźmy teraz do meritum sprawy, kadra nie ma zbyt wysokich ambicji. Matematykę wykłada stary profesor, bez podejścia. Ćwiczenia są u młodej Pani prowadzącej. Ona jest ok, dobrze tłumaczy. Ale co z tego jak musi nadrabiać, bo profesor nie tłumaczy... A na wykład się nie chodzi, bo i po co jak później jest przepis z ćwiczeń... Rachunkowość na poziomie kursu za 200zł... albo i niżej... bo na kursie przynajmniej czegoś nauczą. Dodają bezsensowne przedmioty, a z najważniejszym materiałem leci się na łeb na szyję. Następny przedmiot Statystyka, bardzo ważna dla Finansisty, a tutaj lipa.... Wykładowca fajnie, śmieszny i w ogóle, ale nauczyć to nie nauczy choćby nas przywiązał do krzesła... Na ostatnich semestrach mieliśmy zajęcia z mężem Pani Rektor. Facet nie do zniesienia, ględzi coś trzy po trzy. Powtarza jedno i to samo. A jak przychodzi do egzaminu to dzieli studentów wg średniej na trzy grupy. Najgorsi piszą test, średni czekają na ustny, a najlepsi sprawdzają pracę tych najgorszych. Wygląda to tak, że potem piszący test włażą do sali gdzie sprawdzają i podkładają gotowce... A Ci najlepsi i tak nie muszą się uczyć, bo doktor wychodzi z założenia, że wszystko umiemy sami skoro mamy wysokie średnie z innych przedmiotów. Ogólnie rzecz biorąc inni wykładowcy wpisują oceny jak chcą. Według widzimisie, humoru albo nazwiska. Jak dziewczyny przychodzą z dekoltem to mają 5. Proste! Ciężko określić, czy można się czegoś tutaj nauczyć. Bo jak komuś zależy to może, ale liczcie się z tym że wszystko robicie samemu i raczej nikt wam w tym nie pomoże.
Jeżeli chodzi o pracę licencjacką, to są jakieś bzdury. Jest jedna czy dwie promotorki które ogarniają system. A reszta nic nie pomaga, sprawdzi Ci pracę pod kątem ortografii i tyle. Potem są sytuacje, że dziewczyna dała komuś napisać pracę. Potem się okazało, że to plagiat i dramat przed obroną... Nie dopuścili pracy, promotor się drze na nią że mówił żeby to poprawiła.
Podsumowując nie polecam uczelni...