Filologia angielska, stacjonarnie
Zaczęłam teraz drugi rok filologii angielskiej (stacjonarnie), to się wypowiem. Powiem tak - nie jest tak źle, jak opisuje to osoba poniżej, lecz niestety jest kilka niedociągnięć...
Praktycznej Nauki Języka Angielskiego jest bardzo mało. Na pierwszym roku to już w ogóle był dramat; pewien wykładowca z przedmiotu dot. pisania i gramatyki kompletnie niczego nas nie nauczył; albo nie przychodził na zajęcia, albo przychodził na zajęcia i opowiadał o kościele, Świętej Inkwizycji i rzeczach, których nie powinien mówić nam - studentom. Można powiedzieć, że przez tego wykładowcę wstydziłam się bycia studentką UO...
Za to na drugim roku roku przedmiotu związanego z gramatyką nie ma. To jest jakiś dziwny twór, który u nas nazywa się Language Skills i te 4 różne umiejętności (pisanie, czytanie itp.) są połączone w taki sposób, że np. listening jest z readingiem (i ten przedmiot jest tylko w zimowym semestrze), a np. na UWr co semestr mają PNJA i tym samym przedmioty związane z PNJA (gramatyka, słownictwo itp.) - uważam, że tak powinno na UO też być.
No ale można się kłócić, że czytania czy gramatyki można uczyć się samemu...
Jeżeli chodzi o resztę przedmiotów, to nie mam zastrzeżeń, akurat tutaj kadra jest bardzo dobra, naprawdę, choćby dla przykładu: p. dr Szyszka, p. dr Marciniak, czy bardzo prostudenccy: p. dr Adams-Tukiendorf i p. mgr Sutarzewicz. Jest też kilku wykładowców, którzy są ściągani z UWr.
Myślę, że jeżeli nie możecie iść do Wrocławia czy innego większego ośrodka akademickiego, to nie bójcie się UO.
Teraz widzę też, że ten słynny wykładowca - o którym wspomniałam na początku - już nie uczy przedmiotu związanego z praktyczną nauka języka angielskiego (zapewne jest to związane z reformą 2.0), a uczy go p. dr Szymańska, która jest przemiłą osobą.
Co do planu, to rzeczywiście, to w jaki sposób został ułożony woła o pomstę do nieba! Pełno okienek i np. jedne zajęcia we wtorek, które zaczynają się o 18...
Tak czy siak - nie jest źle! :)