Kiedyś tak pisano o WSG
Rozpoczęły się wielkie łowy, tzw. niepubliczne uczelnie, rozpoczęły wielki połów naiwnych maturzystów. Przyglądając się tym „szkołom” można śmiało powiedzieć, że na najwyższym poziomie jest tam tylko promocja, prześcigają się one w zachwalaniu swoich ofert, ale nawet mało wtajemniczony może szybko zauważyć, że tak naprawdę głównym celem tych „szkół” jest wyciągniecie pieniędzy od przyszłego studenta. Obiecuje się wiele, ale z tych obietnic nie pozostaje nic, albo prawie nic. Jedno, co jest gwarantowane to wysokie opłaty, często zakamuflowane w taki sposób żeby na pierwszy rzut oka nikt się nie zorientował ile to jest faktycznie. Otrzeźwienie pojawia się w chwili, kiedy trzeba za coś, o czym wcześniej nie mówiono słono płacić. Poziom usługi edukacyjnej jest zwykle fatalny. Przyszły student oszukiwany jest od samego początku począwszy od wyboru specjalności. Często okazuje się, że specjalności, jaką sobie wybrał po prostu nie ma, była ona tylko po to żeby go przyciągnąć. Zajęcia nie odbywają się na poziomie akademickim, nie sa prowadzone w takim zakresie jak przewidują tzw. minima programowe a prowadzący te zajęcia bardzo często nie prezentuje odpowiedniej wiedzy i przygotowania. Bardzo często jest tak, że zajęcia są dobierana na zasadzie przedmiotów ogólnouczelnianych takich, które nijak się mają do studiowanej specjalności a stanowią tylko tzw. wypełniacz. W dużej mierze korzysta się z tzw. platformy zdalnej, urasta ona do rangi podstawowej formy studiowania w praktyce polega to na zrobieniu jakiegoś pseudo testu potwierdzającego opanowanie zakresu materiału i przypisanie temu znacznej ilości godzin dydaktycznych. Kolejną formą obchodzenia zajęć to, tzw. projekty, które polegają na tym, że uczący się dostaje do opracowania materiał zamiast udziału w zajęciach. W konsekwencji nauczyciel nie dostaje za te godziny uposażenia, bądź w bardzo małej symbolicznej części a student, jeśli trzeba to metoda kopiuj wklej wykonuje fikcyjną pracę. Efekt jest taki, że zarówno nauczyciel jak i student nie są zadowoleni z tej formy i najczęściej nic nie robią a projekt pozostaje tylko w siatce godzin. Szkoła jest zadowolona, bo nie musi wydawać kasy na pensje, sale i całą obsługę studenta, bo go nie ma, a godziny w dokumencie, jakie otrzymuje student wykazywane są, jako normalne zajęcia. Niestety udział tego typu zajęć jest dość znaczna, co w konsekwencji powoduje, że student nie otrzymuje odpowiedniej wiedzy, na jaką liczył. Wychodzi to później na egzaminach, ale wiadomo nauczyciel, który „uwala” traci pracę. Ciekawym zjawiskiem jest prowadzenie zajęć praktycznych, w postaci prezentacji multimedialnej, za wyjątkiem komputerów „szkoły” nie dysponuje odpowiednim wyposażeniem laboratoryjnym. Budowy samochodu, czy tez innego urządzenia studenci uczą się oglądając samochód na ekranie. A projekty inżynierskie prowadzą osoby, które nie tylko nie są inżynierami, ale nawet nie wiedzą, na czym polega praca inżyniera. Spora grupa nauczycieli, jest tam tylko po to żeby dorobić, często są to ludzi przypadkowi, zupełnie spoza dziedziny, w której uczą. Poziom ich wykształcenie ukrywa się poprzez przypisywanie im tytułów docent, profesor, naiwny student nie wie, że ten docent to, co najwyżej mgr, albo nawet nie, a profesor to często tylko doktor. Większość tych „uczelni” nie spełnia tak zwanych minimów kadrowych, najczęściej są one spełnione tylko na papierze przy ubieganiu się o przyznanie prowadzenia kierunku, a później w chwili kontroli akredytacyjnej. Wszystko, co się tam dzieje jest podporządkowane chęci szybkiego dorobienia się właścicieli, etos nauki, honoru, uczciwości w mury tych pseudo uczelni nigdy nie zawita. Są to wysoko wyspecjalizowane w nabieraniu ludzi instytucje biznesowe.
Maturzysto – uważaj nie daj się zwieść ładnymi hasłami, pamiętaj, że dobry produkt reklamuje się sam, daj sobie spokój z tymi pseudo uczelniami, uszanuj ciężką pracę swoich rodziców i nie daj się nabić w butelkę.
Nawet najgorsza uczelnia publiczna jest lepsza od każdej prywatnej, być może kiedyś, kiedy właściciele tych szkół nie będą zaślepieni chęcią zarobienia za wszelką cenę może wówczas sytuacja się zmieni, ale u nas jest jeszcze daleko do tego.
Ideałem tych szkół jest student, który systematycznie płaci, niczego nie chce się nauczyć a interesuje go jedynie dyplom.
Nie dziwi, więc że pracodawcy nie chcą przyjmować do pracy niedouczonych magistrów, czy też inżynierów po szkołach prywatnych – o cym się sam przekonałem."
ciekawe jak jest teraz