Jestem na trzecim roku IOS na Wrocławskim oddziale SWPS. Gdy zaczynała się epidemia koronawirusa, wszelkie pisma wysyłane do uczelni w sprawie wprowadzenia nauki online, spotykały się z odpowiedzią, że "nie ma co panikować", z kolei, gdy inne uczelnie w sesji letniej wprowadzały już egzaminy na salach, to SWPS Wrocław nagle zaczął przejmować się zdrowiem studentów i w trosce "o nasze zdrowie" odmawiał wprowadzenia takiej formy egzaminów. Ciekaw jestem skąd wynika ta niekonsekwencja. O ile dwa poprzednie lata były znośne, tak ten rok, a szczególnie szósty semestr, okazał się koszmarem. . Pomijając fakt, że zostaliśmy zawaleni dużą ilością bezsensownej roboty (ogromna ilość przedmiotów niepotrzebnie i sztucznie rozbita na wykłady i ćwiczenia, a na ćwiczeniach za dużo projektów, które niczego nie uczą i nic nie wnoszą, a trzeba je zaliczyć), samo podejście do studentów osiągnęło poziom absolutnego dna. Jakość nauki, ze względu na formę online, szczególnie w przypadku ćwiczeń i zajęć warsztatowych, poleciała ostro w dół, jednak wszelkie prośby o obniżenie czesnego - zwłaszcza, że skoro prowadzący nie musieli docierać na uczelnię, a sama uczelnia nie korzystała z prądu itd., koszta prowadzenia zajęć znacznie się obniżyły - spotkały się z odpowiedzią, że nie ma mowy. Gdy przyszła sesja, z góry zostaliśmy zawaleni masą podejrzeń o ściąganie na egzaminach, więc pewien zafiksowany na tym punkcie wykładowca nawet nagrał filmik, w którym wjeżdża studentom na ambicję, jakoby ściągając w jakiś sposób okradali innych, nie myśląc chyba o tym, że jeśli ktoś ma czuć się tutaj okradany, to studenci przez uczelnię. Ten sam wykładowca, według skarg kolegów i koleżanek z pierwszego roku, zrobił egzamin z przydługimi pytaniami i odpowiedziami oraz zaledwie 10 sekundami na odpowiedź! Dużą ilość egzaminów podczas szóstego semestru jeszcze jestem w stanie zrozumieć, nie rozumiem jednak skąd wzięło się tak wrogie podejście wykładowców i prowadzących. Duża część z nas w chwili obecnej nie czuje się jak podczas sesji egzaminacyjnej, a jak podczas jakiejś wojny, w której wykładowcy i prowadzący uskuteczniają jakąś niezrozumiałą vendettę. Jedna z wykładowczyń najpierw obiecała, że udostępni materiały do nauki na egzamin z jej przedmiotu, potem, gdy tego nie zrobiła i paru studentów zadało jej pytanie o wspomniane materiały, cały rok dostał (prywatnie!) bardzo nieprofesjonalnie napisanego maila z pretensjami i pytaniem, czy "może jeszcze napisać wam jakie będą pytania?!". Ta sama wykładowczyni połowie roku wystawiła z tegoż egzaminu 0 lub 24 punkty, z czego zaliczenie było od 25, więc nie ma mowy o przypadku, oskarżając te osoby o plagiat. Jest to przedmiot pełen specyficznych słów, których nie da się zastąpić innymi słowami, więc nie wiem w jaki sposób to musiałoby być napisane, żeby nie wyglądało jak plagiat i spełniało wymagania pani prowadzącej.
Jest to o tyle frustrujące dla wielu z nas, że poważnie myślimy o pozwie zbiorowym, ponieważ sama uczelnia kryje wykładowców i nie obchodzi jej interes studenta, tylko jego pieniądze.
Reasumując: ***** ****