Mieszane odczucia. Około 3/4 przedmiotów nie było kompletnie związanych z moim kierunkiem, część związanych była poprowadzona znowu po macoszemu, z drugiej strony i tak jest lepiej niż na państwowych uczelniach, gdzie każą marnować mnóstwo czasu na bzdety. Tutaj można liczyć na to, że do takich "śmieciowych" przedmiotów wykładowcy podejdą "na lajcie". Są jednakże wyjątki jak chociażby ekonomia, gdzie pan dr kazał nauczyć się każdego szczególiku z 80 tematów (a z każdego tematu notatki na 3 strony). Jednakże w większości przypadków nauczyciele pójdą na rękę. Oni sami są różni, niektórzy upierdliwi i zanudzający, inni sympatyczni i wzbudzający zainteresowanie - jak wszędzie, generalnie oceniam ich pozytywnie.
Co do specjalizacji - na studiach dziennych - zapomnijcie. Będzie dobrze, jak otworzą chociaż jedną i raczej niewielkie szanse, że będziecie się uczyć tego, co chcecie.
Administracja traktuje studenta jak człowieka, a nie jak śmiecia, z którym trzeba żyć (jak na państwowych) - duża pochwała dla dziekanatu, helpdesku i kasy za profesjonalną obsługę. Z drugiej strony organizacja kuleje, większość kół naukowych istnieje tylko na stronie, profesorowie-informatycy non-stop mają świetne pomysły, niestety żadnego z nich nie są w stanie zrealizować. Ile to było szumnych zapowiedzi, z których nic nie wyszło. :D
Problem był z zaliczeniem wf'u. Są do wyboru różne ćwiczenia - basen, siatka, noga, siłownia. Pan pracował tylko na siłowni i często się spóźniał, a gdy my się spóźnialiśmy to był już wielki grzech. Trzeba było zaliczyć 15 godzin w ciągu dwóch semestrów, problem jednak w tym, że obecności często "ginęły". Znalezienie gościa na dyżurze (nigdy go nie było), albo skontaktowanie się z nim elektronicznie (nigdy nie odpisywał) graniczyło z cudem. Moja rada - jakby ktoś miał problemy proponuję iść do rektora i wyjaśnić sytuację, z pewnością wstawi zaliczenie i oszczędzi wam mnóstwo nerwów i straconego czasu.
Dużym plusem jest to, że zajęcia zaczynają się zazwyczaj o 10:15, często jest tak, że można sobie pierwsze odpuścić i pójść na 12:00, co zaoszczędzi wam wątpliwej przyjemności brnięcia przez krakowski szczyt.
Na uczelni są dwa systemy informatyczne - SUSZI i SAKE. O ile ten pierwszy (pełniący głównie funkcje informacyjne) jest całkowicie w porządku to ten drugi (służący do wymiany materiałów) jest już tragiczny i wygląda jak praca zaliczeniowa studenta. Denerwujące są dwie rzeczy - plan zajęć jest tragicznie sformatowany i ciężko się połapać oraz powiadomienia o nowej ocenie, które nie informują z jakiego przedmiotu i jaka ocena została dodana (!!!). Takie "Dodano ocenę" i szukaj pan gdzie i jaka.
Jeszcze jedną wielką wadą są uczelniane krzesła - wątpię, żebyście kiedyś tak niewygodnie siedzieli. Jak będziecie musieli spędzić na uczelni 6-8 godzin to gwarantuję, że będziecie narzekali na bóle pleców.
Generalnie polecam, nie sądzę żeby udało wam się znaleźć lepszą w Krakowie. Państwowych nie polecam, ponieważ tak was tam dojadą śmieciowymi przedmiotami, że stracicie pół życia. WSZIB to nie jest uczelnia typu "kup sobie wykształcenie", ponieważ uczyć się trzeba, czasami naprawdę ciężko, jednakże rygor jest niższy. Jak dla mnie to plus, ponieważ pozwala prześlizgnąć się, przez część bzdetów i samodzielnie doszkalać we własnych zainteresowaniach, co przy polskim systemie szkolnictwa "uczymy wszystkiego i byle jak" jest bardzo ważne.
Wiele wad, daleko od ideału ale lepszej uczelni w okolicy nie znajdziecie. Polecam!