Miałem zaszczyt studiować, ironicznie rzecz ujmując, w PWSZ-etce, choć nie wiem czy można to nazwać zaszczytem czy przekleństwem. Jak to przystało na uczelnie z kompleksem "małej uczelni" PWSZ-etka ma zalety, np. spokojna atmosfera, bez zgiełku, lecz po moich doświadczeniach, muszę stwierdzić, że liczba wad przewyższa liczbę zalet. Specjalistyczne wyposażenie jest znikome, ale może teraz to się zmieni, po dofinansowaniu, które uczelnia otrzymała w 2018 roku. Mówi się, że ludzie, nie budynki, tworzą organizację. I właśnie w tym tkwi problem - kadra pracownicza. Nasza kochana kadra. Po pierwsze wykładowcy są leniwi, niewymagający. Bywają tacy, którzy swojej nieobecności na zajęciach nie odrabiają. "No tak, bo niby po co? Liczą się pieniądze, a nie szacunek do studentów i dobre imię uczelni. A najgorsze jest to, że ta uczelnia mnie zraziła do siebie ze względu na nieetyczne zachowanie pewnego wykładowcy na kierunku: chemia, z którym miałem "zaszczyt" mieć styczność na zajęciach, które prowadził. Zamiast skupiać się na poprawnie wykonywanej pracy, na przekazaniu wiedzy studentom, to on zabawiał się na zajęciach z jedną ze studentek. Z tego , co pamiętam to był nawet jej promotorem. Cały czas tylko widział ją, inni nie istnieli. Na każdych zajęciach czekał na jej przybycie. Muszę przyznać, że ona zawsze się spóźniała, więc jak się domyślacie zajęcia również były opóźnione. Co ciekawe, wykładowca ten opowiadał o swoich dzieciach, żonie, którą tak niby kocha. Po prostu jakiś absurd, po tym co wyprawial i jeszcze adorował jej spóźnienia. Zero wstydu, godności. Chodzi o to, że przez swoje bezwstydne romanse zmarnował czas innych studentów, którzy oczekiwali się nauczyć czegoś więcej, a niestety się zawiedli. Przynajmniej ja, bo ten przedmiot mnie interesował. Co do kwestii prac dyplomowych i obrony , a to chyba najważniejszy aspekt z całego etapu edukacyjnego, to bywa że promotorzy biorą po kilku licencjatow pod swoje skrzydła, a potem w ogóle nie mają dla nich czasu. Nie żartuję. Skoro, wiedzą, że ciężko będzie im pogodzić sprawy zawodowe z życiem prywatnym, to niech ograniczą liczbę licencjatow lub w ogóle niech się nie pchają do tego. Chyba, że chodzi o kasę, bo wiadomo, że dostają forsę za "licencjata". Podsumowując, myślę, że zmiany w kadrze dydaktycznej pełnej leniwych, nieskrupulatnych wykładowców, stanowczo poprawiłaby jakość kształcenia w "tarnowskiej pipiduwie". I oczywiście, nie polecam kierunku chemia. Przykro mi :(